czwartek, 28 marca 2013

Port Ghalib

Po wnikliwych poszukiwaniach, przejrzeniu całej oferty i handlowaniu się o każdego dolara, znaleźliśmy wycieczkę, która nas interesuje. Niestety na piramidy i dolinę królów nie było już kasiury, więc zdecydowaliśmy się na fajną nazwę "Port Ghalib". Skuszeni żółwiami i być może delfinami, stwierdziliśmy, że to będzie miejscówka dla nas. Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy płetwy i ekwipunek, więc w drogę. Czekał na nas mały busik od Toyoty z odrobinę psychopatycznym kierowcą.

W zasadzie poruszając się po tamtejszych drogach, można uznać, że każdy egipski kierowca właśnie taki jest. Pędząc 180 km/h i trąbiąc na każdy mijany samochód, bo takie jest ich drogowe pozdrowienie, zbliżamy się do celu. Sam port nie był spektakularny, jednak jacht, który na nas czekał był niczego sobie. Na nim spędzimy najbliższy dzień i jeśli będziemy mieli szczęście - spotkamy delfiny i żółwie. Otóż widocznie szczęście nam sprzyjało. W drodze do miejsca nurkowania przywitała nas ogromna rodzina delfinów, na oko 45 sztuk. Wszystkie popisywały się przy łodzi, płynęły wzdłuż niej i wyskakiwały z wody. W miejscu nurkowania szczęście nadal nam sprzyjało, po chwili naszym oczom ukazały się 3 żółwie, które radośnie podgryzały jakieś morskie trawy. Byliśmy tak blisko, że można było nawet dotknąć żółwia, Ja miałem to szczęście, że to żółw dotknął mnie. Pływając nad jednym z nich i filmując jego poczynania, żółwik zapragnął zaczerpnąć powietrza i zaczął się wynurzać. Kraksa gotowa. Pływając dokoła zauważyliśmy nawet jedną płaszczkę i Skrzydlice rogatą. Ogólnie wycieczka była bardzo udana, szczęście mieliśmy podwójne, gdyż w trakcie powrotu, znowu zawitały delfiny i raz jeszcze mieliśmy okazję je podziwiać. Po powrocie do hotelu byliśmy bardzo zmęczeni i poparzeni słońcem, dlatego na nic nie mieliśmy ochoty, jak tylko leżeć na brzuchach i okładać się zimnymi ścierkami z lodówki. Ulga nie z tej ziemi. Noc zapada tam szybko, więc włączyliśmy telewizję i odpoczywaliśmy przy filmach na egipskim kanale, o tyle dobrze, że filmy są po angielsku z egipskimi literkami, więc śmiało można oglądać. Nie dotrwaliśmy nawet do połowy a już spaliśmy jak susły...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz