niedziela, 14 kwietnia 2013

Co z ta Baśką?




Rijeka była miastem, w którym pierwszy raz odczułem prawdziwy ciężar plecaka. Ważył jakieś 18 kilogramów, więc łatwo nie było. Druga sprawa była jednak przyjemniejsza, w końcu mieliśmy okazję się wykąpać w morzu. Miasteczko poznaliśmy dość szybko, nie było duże a wszystko było pod ręką. Raz, dwa, rozpracowaliśmy grejpfrutowe i cytrynowe Ożujsko, które bez wątpienia zostawało w tyle nasze rodzime produkcje, zwane radlerami. Jako, że byliśmy w mieście, na noc skierowaliśmy się w stronę Opatiji, na kemping. Rozbiliśmy namiot i resztę dnia spędziliśmy pływając w tą i z powrotem na lokalnej plaży. Kamienista, jednak nadal plaża. Następnego dnia wróciliśmy do Rijeki, żeby wyruszyć dalej na południe. W tym celu musieliśmy przejść jakieś 4 kilometry, biorąc pod uwagę fakt, że była niedziela i natężenie ruchy było prawie zerowe, złapanie czegoś nie napawało nas optymizmem. Po blisko 40 minutach, zatrzymuje się kobieta kierująca miejskim autkiem. Na naszych kartonach widniała nazwa "Krk", więc tam właśnie nas zawiozła. Przejechaliśmy przez wspaniały most i wysiedliśmy na rozstaju dróg. My nadal chcieliśmy jechać do miasteczka "Krk", a ona pojechała w inną stronę. Na następną podwózkę czekaliśmy krótko.Starsze małżeństwo zbierające butelki do skupu wzięło nas na pakę.


 Nie było to komfortowe podróżowanie, jednak zawsze jakieś. Dojechaliśmy do miasta i pierwszy raz postanowiliśmy zrobić zakupy w lokalnej sieci marketów "Konzum". Miało być tanio, nie było. Dużo słyszeliśmy, że Chorwacja jest tania, jednak w porównaniu do naszych cen, nie wypada atrakcyjnie. Miasteczko miały bardzo ładny port z jachtami "na bogato", więc spędziliśmy tam kilka godzin.


 Na koniec skierowaliśmy się do ostatniej miejscowości na wyspie - Baska. Kolejny raz jechaliśmy ze starszym małżeństwem, tyle, że z Włoch. Na tylnej kanapie mieli białego pieska, który siedział na jedwabnych poduszkach, niczym szef potężnej korporacji, więc przyszło nam dzielić z nim miejsce. W "Baśce" nie siedzieliśmy długo, w sumie nie było tam co robić. Popływaliśmy, znowu małe zakupy i jedziemy dalej. Trzeba przyznać, że nigdzie nie jadłem tak dobrych nektarynek jak w Chorwacji. Nie dało się tego jeść nie ociekając sokiem po całej twarzy.



                                Następnie udaliśmy się do Senji, jednak o tym później.





3 komentarze:

  1. Bardzo mi się teraz Wasz blog podoba :)) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 36 yr old Help Desk Operator Allene Rewcastle, hailing from Saint-Jovite enjoys watching movies like Galician Caress (Of Clay) and Foraging. Took a trip to Historic City of Ayutthaya and drives a Ferrari 250 GT LWB 'Tour de France' Berlinetta. naucz sie tego teraz

    OdpowiedzUsuń