wtorek, 30 kwietnia 2013

Autostop to coś więcej



Chcielibyśmy zachęcić Was do korzystania z tej formy transportu. Być może jest wiele niewiadomych z tym związanych, jednak zawsze musi być ten pierwszy raz. Rodzice będą panikować, będziemy mieć wątpliwości, jednak jeśli nie spróbujemy, nie przekonamy się jak to jest. Do plusów jazdy autostopem można zaliczyć:
- zdecydowanie koszta, jeździmy praktycznie za darmo,
- rozmowa z wieloma ciekawymi osobami, poznawanie innych,
- można się dowiedzieć wielu ciekawostek o miejscowościach, w których jesteśmy,
- nabywanie nowych doświadczeń.
Nasze podejście do obcych zmieniło się diametralnie po naszej podróży po Chorwacji. Wcześniej unikaliśmy autostopowiczów i byliśmy raczej sceptyczni, teraz zatrzymujemy się zawsze, gdy mamy do tego okazję. Być może jest to forma wdzięczności, jeśli ktoś pomógł nam, to My także staramy się pomóc. Teraz wiemy jak to jest.

Oczywiście są także minusy podróżowania autostopem. Czasem wysiądziemy w miejscu bardzo niedogodnym dla nas i ciężko znaleźć nocleg, lub po prostu nie wiemy gdzie iść. Jest też szczypta emocji, gdy samochód się zatrzymuje - kto tym razem postanowił nas zabrać?

Mimo wszystko - autostop jest bardzo starą formą podróżowania i zdecydowanie do niej wrócimy. Być może nie w tym roku, jednak któregoś dnia na pewno. Wszystkim zdecydowanie polecamy taką przygodę i zachęcamy do spróbowania.

środa, 24 kwietnia 2013

Powrót do domu

Do Zagrzebia dojechaliśmy całkiem sprawnie, nie licząc tego, że kierowca pił piwo i wystawiał giry przez okno - było dobrze. Wywalił nas na autostradzie i nie mieliśmy dokąd pójść. Przeszliśmy jakieś 5 kilometrów i dotarliśmy do zabudowań, postanowiliśmy, że tutaj spędzimy noc. "Tutaj" to pojęcie względne, nie było gdzie się rozbić, bo byliśmy w środku miasta. Patrze, że człowieczyna kosi trawnik, więc podszedłem. Okazało się, że jak nie będziemy łamać gałęzi na jego śliwkach i załatwiać potrzeb fizjologicznych na posesji, to nie ma problemu. Noc spędziliśmy w spokoju z towarzystwem przygłupiego kota z wystającym jęzorem, lepsze to niż spanie po krzakach. Dostaliśmy nawet zimną wodę na drogę i propozycję ciepłej strawy, jednak zrezygnowaliśmy z jedzenia i ruszyliśmy dalej.

piątek, 19 kwietnia 2013

Miasteczko Senji


Senji to przepiękne miasteczko u wybrzeży Chorwacji. Czas jakby płynął tam wolniej, nie ma pośpiechu, nikt nikogo nie pogania. Jak zwykle odwiedzamy "Konzum", sieć lokalnych marketów. Tutaj spotkała nas żenująca sytuacja, po zrobieniu zakupów, pani w kasie stwierdziła, że coś ukradliśmy, dlatego mamy taki wielki plecak i tutaj na miejscu go przeszuka. Chorwackiego nie znam a po angielsku nic nie rozumiała. Więc stoimy tak, a ona grzebie nam po plecaku, niezręczna sytuacja. Znalazła jakieś chrupki, ale na to mieliśmy paragon z poprzedniego sklepu, więc z głupią miną zaakceptowała przegraną. Szybko popędziliśmy na plaże, żeby znowu popluskać się w wodzie. Ogólne nasze wrażenia na temat wody były mierne. Czysta była, to fakt, jednak prócz tony kamieni, pod woda można znaleźć jedynie kilka rybek, albo po prostu my mieliśmy pecha do miejscówek.

środa, 17 kwietnia 2013

1000 odwiedzin


To już 1000 odwiedzin bloga. Wszystkim czytającym i odwiedzającym serdecznie dziękujemy i zapraszamy po więcej.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Śmiercionośny kundel

Na wyspie Krk spędziliśmy noc. Oj długo szukaliśmy odpowiedniego miejsca na biwak. Postanowiliśmy zabunkrować się gdzieś w okolicach stacji benzynowej, kawałek od ulicy. Podejrzewam, że nikt nawet się nie zorientował, że tam jesteśmy. Chorwacja ma to do siebie, że aby rozbić namiot, nie wystarczy tylko znaleźć miejsce. Trzeba jeszcze wykopać pierdyliard kamieni, chwastów i badyli wystających z ziemi i nadużywających wytrzymałość namiotu. Doliczmy do tego wykarczowanie wszystkich "psich ogonów", wbijających się we wszystko i możemy kłaść się lu-lu. Jak zawsze spędziłem godzinę na obserwacji, czy wszystko będzie ok, podczas gdy Joanna śpi w najlepsze. W namiocie przetrzymywaliśmy w razie zagrożenia gaz pieprzowy i nóż do masła, więc jeśli jakiś zabłąkany kradziej postanowi nas "napaść", zasmaruję go masłem i pójdzie w diabły. Upewniwszy się, że wszystko w porządku kładę się spać. Totalnie padam na twarz. Miałem ochotę podpalić ten ciężki plecak, oszczędzając jedynie maskę do nurkowania, w sumie praktycznie z niczego więcej nie korzystałem.

środa, 10 kwietnia 2013

Stolica nie zachwyca

Obudziliśmy się już w Zagrzebiu, właściwie 50 kilometrów przed. Oglądaliśmy co się dzieje dokoła i trzeba przyznać, że nawet teraz widać piętno minionej wojny. Dojechaliśmy do dworca autobusowego i postanowiliśmy się trochę rozejrzeć i oczywiście posilić. Dworzec był na kompletnym odludziu, żadnego sklepu jak okiem sięgnąć. Całe szczęście, że mieliśmy małe zapasy jeszcze z Pragi, więc nie było tragicznie. Salami i ser topiony, prosto z plecakowej sauny może i nie był najsmaczniejszy, ale z pewnością pożywny. Wszystko zapite naszym pierwszym piwem kupionym na dworcu, bo tylko napoje tam mieli. Piwo zwało się "Ożujsko", dość popularne w tamtych stronach, jednak z pewnością nie najlepsze. Mi smakowało, jednak "tubylcy" twierdzili, że to katastrofa i polecali "Karlovacko", które jak się później okazało było zdecydowanie lepsze.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Złamanie zasady numer jeden

Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy dalej. Następnym przystankiem miał być Liberec, więc ze stacji benzynowej łapiemy dalej. Tym razem udaje się szybko, właściwie 5-ty samochód zatrzymał się z dwiema Czeszkami na pokładzie. Wszystko fajnie, tylko podczas wsiadania do pojazdu, prawie zostałem przejechany. Trochę pod górę, brak zaciągniętego hamulca i kobieta za kierownicą - nogę na szczęście zdążyłem zabrać, więc obyło się bez strat. Ruszamy. Kobiety z angielskiego noga, ja po czesku ni w ząb. W takiej ciszy przejechaliśmy te 25 kilometrów i dotarliśmy. Tutaj zaczęły się schody, bo wysiedliśmy na stacji benzynowej w pobliżu autostrady. Niby miejscówka idealna, ale ciężko było coś złapać. Mimo, że to wbrew prawu, bo można za to dostać ładny mandat, postanawiamy, że staniemy na wjazdowym pasie i spróbujemy szczęścia. Ogólnie w tym miejscu i okolicach spędziliśmy jakieś 3 godziny, aż wreszcie zlitował się młody chłop, który zaoferował podwiezienie do Pragi. Szczęśliwi z daru losu wsiadamy. Bardzo nam ulżyło, tym bardziej, że jedziemy do Pragi!

piątek, 5 kwietnia 2013

Czy ogląda Pan olimpiadę?

Wstaliśmy rano, szybka herbata i czekamy na nasz pierwszy transport. Kolega, który jest kierowcą zawodowym, zaoferował, że podwiezie nas do miejscowości oddalonej o 50 kilometrów, co miało postawić kropkę nad "i", że nie ma odwrotu na wypadek wątpliwości. Wysiedliśmy i od razu zaczęliśmy łapać stopa, jednak musiałem przerwać, bo jak na ironię, wezwała mnie potrzeba. Dodatkowo nie była to "jedyneczka". Zrobiłem co trzeba, więc wracam na trasę. 5 minut i wielki, niebieski "TIR" wrzuca hamulec. Bardzo sympatyczny Pan zaprosił nas do środka i postanowił, że podwiezie nas jak najdalej będzie mógł.
Chciał nas nawet zawieźć do Szwajcarii, jednak było trochę nie po drodze.


środa, 3 kwietnia 2013

Nie mamy pieniędzy, więc może autostop?

Dużo dobrego słyszeliśmy o Chorwacji, więc stwierdziliśmy, że musimy ją zobaczyć. Później jednak stwierdziliśmy, że nie będziemy mieli kasy na taką wycieczkę, więc co zrobić? Autostop. Taka była moja pierwsza myśl związana z Chorwacją, jednak jak to tak? Przecież nie wiemy czy się uda, może coś się nam stanie, gdzie będziemy spać, gdzie będziemy jeść. Te i wiele innych pytań zrodziły się na samym początku. Dużo o Chorwacji czytaliśmy, pytaliśmy stałych bywalców, kilka poradników i przewodników przewinęło się przez nasze ręce i postanowiliśmy, że jedziemy. Kupiliśmy namiot, śpiwory, karimaty i jeden National Geographic, zatytułowany "Chorwacja". W portfelu nie mieliśmy dużo, więc postanowiliśmy, że będziemy żyli oszczędnie. Zaplanowaliśmy miejsca, które chcemy zobaczyć, którędy będziemy jechać i gdzie będziemy się zatrzymywać. To jednak w dalszym rozrachunku nie miało najmniejszego sensu, bo wszystko uzależnione jest od tego, ile dziennie przejedziemy. 2 tygodnie zajęły przygotowania. Spakowani nastawiliśmy budzik na godzinę 04:00, tuż po wschodzie słońca, trochę znerwicowani położyliśmy się spać. Nie minęło 5 godzin, otworzyliśmy oczy na dźwięk budzikowej melodii. - Wiesz co? Chyba się zaczęło.



wtorek, 2 kwietnia 2013

Coś się kończy, coś się zaczyna



Więcej o Egipcie nie będziemy pisać. Spędziliśmy tam wspaniałe 14 dni, dużo widzieliśmy, poznaliśmy fajnych ludzi, ale czas zakończyć ten rozdział. Jeśli ktoś chciałby tam jechać, to polecam. Jest to najtańsze miejsce na spędzenie wakacji, a przy okazji, bardzo fajne, drożej jest nawet nad naszym Bałtykiem. Więc odpowiedz sobie na pytanie - Czy chcę spędzić 2 tygodnie w doskonałym hotelu, nie martwiąc się o picie, czy jedzenie, wypoczywać i świetnie się bawić, czy może szukać gdzie taniej, wydawać 40 zł za noc w średnio fajnym pensjonacie/domku letniskowy, i uważać na plaży, gdzie bandy pijanych gówniarzy rozbijają butelki. Dołóżmy do tego pogodę w kratkę i morze, które jest koloru słabej klasy jeziorka. Dla mnie odpowiedź jest prosta. Nad Bałtykiem byłem tylko raz, jednak nic nie przekonało mnie, aby widywać się częściej.

Tym postem chciałbym także zainicjować naszą relację z podróży do Chorwacji. Nie była to jednak zwykła podróż, ponieważ pojechaliśmy autostopem, już jutro pierwsza relacja.