niedziela, 21 kwietnia 2013

Plitvicke Jezera


















Plitvickie Jeziora były naszym punktem docelowym w Chorwacji. Zawsze chcieliśmy je zobaczyć i stwierdziliśmy, że to zrobimy. Z Senji złapaliśmy dostawczaka, który jechał w tamtym kierunku i nas zabrał. Zasadniczo to przejechał, zawrócił i dopiero nas zabrał. Przy pierwszym przejeździe za późno zauważył kartkę, ale dokonał korekty i po chwili gnaliśmy z nim na łeb na szyję. Wysadził nas na małym rondzie, gdzie spotkaliśmy parę Francuzów, także podróżujących na stopa. Jakiś czas wcześniej spotkaliśmy także parę z Węgier, która była bardzo sympatyczna i z nimi umawialiśmy się na miejsca, po czym ich tam spotykaliśmy. Tak samo było i tym razem, stwierdziliśmy, że zobaczymy się na jeziorach i tak było. Trochę żałujemy, że nie mamy do nich kontaktu, ale co poradzić? Do miejsca docelowego dojechaliśmy z Chorwatem, który produkował i sprzedawał sery pobliskim restauracją, podobno dobry z tego interes. Była godzina 16, więc chcieliśmy zobaczyć owe jeziora. Po zapoznaniu się z broszurą dowiedzieliśmy się, że ma zwiedzanie jezior potrzeba około 6-10 godzin, zależy jaką się trasę wybierze. Nie było mowy o zrobieniu objazdu w ten dzień, więc postanowiliśmy przenocować na kempingu "Korana", który okazał się największym wydatkiem, przez cały pobyt w Chorwacji. Klimat na kempingu był jednak wart tej ceny. Nowoczesne toalety z prysznicami, sklepiki, markety, nawet wi-fi się znalazło z którego miliard ludzi, głównie azjaci karmili swoje ajfony.


Namiot można było rozstawić "gdzie-się-chce", więc wybraliśmy miejsce w małej dolinie obrośniętej iglastymi drzewami i mając za sąsiadów ludzi w wieku powyżej 40-stki. Doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej, biorąc pod uwagę fakt, że chcemy się wyspać. Był to doskonały pomysł. Noc była najlepszą, jaką tam spędziliśmy. Nie budziłem się w środku nocy i się wyspałem.
Rano ruszyliśmy na jeziora. Oczywiście auto-stopem. Zapomniałem dodać, że na kemping dostaliśmy się w ten sam sposób, co ciekawe zabrali nas Francuzi w podeszłym wieku, z którymi nie dało się za nic dogadać. Tak więc w atmosferze stypy przejechaliśmy te 15 kilometrów. W drodze powrotnej na jeziora zabrali nas bardzo młodzi ludzie, w zasadzie w podobnym wieku. Dziewucha z Holandii i chłopak z Usa, rozmawiało nam się bardzo miło i nawet chcieli z nami pokręcić się po jeziorach. Nie pamiętam dlaczego, ale nic z tego nie wyszło.

Po 2 godzinach w kolejce po bilety, minęliśmy bramki i naszym oczom ukazał się widok jak z bajki. Błękit jezior aż wgryzał się w oczy, coś niesamowitego. Sporo kilometrów tam popełzaliśmy, była przeprawa promowa, przejażdżka śmiesznym pociągiem na kołach a także trochę wspinaczki. Wodospadów nawet nie dało się policzyć. Wszędzie ryby nawet nie kwapiące się do poruszania płetwami, po prostu "wisiały" w wodzie i czekały na żarcie. Stwierdziłem sam do siebie, że jeśli przyjadę tu ponownie, to przywiozę kilka szczupaków.


Niestety w jeziorach nie dało się pływać, co było bardzo kuszące, jednak jako jedyny popluskałem się w lodowatym strumyku. Woda była tak przejrzysta w całym parku, że na 10 metrowym dnie, można było policzyć każdy patyk. Oczywiście były też monety. Zwyczaj, którego nie jestem w stanie ogarnąć. Człowiek wrzuca swoje zarobione pieniądze do wody, bo tak mu się podoba i myśli, że będzie miał szczęście. Dziwne.



Na jeziorach spędziliśmy jakieś 6 godzin, zrobiliśmy wycieczkę przyspieszoną, bo ile można łazić? Już po 4 godzinach miałem dość wrażeń i nogi odmawiały mi posłuszeństwa, jednak daliśmy radę. Doczekaliśmy się chwili, w której oboje postanowiliśmy, że możemy wracać. Wracać ogólnie, nie tylko z jezior...








Warto było to zobaczyć, widoki były po prostu fantastyczne i nic dziwnego, że Chorwacja chwali się tymi wspaniałościami.

2 komentarze:

  1. Podziwiam was za podróż autostopem ja nie wiem czy zdecydowałbym się na takie coś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem bywało trudno, ale ogół pozytywnie nas zaskoczył, serdecznie polecamy takie wyzwania :)

      Usuń