środa, 24 kwietnia 2013

Powrót do domu

Do Zagrzebia dojechaliśmy całkiem sprawnie, nie licząc tego, że kierowca pił piwo i wystawiał giry przez okno - było dobrze. Wywalił nas na autostradzie i nie mieliśmy dokąd pójść. Przeszliśmy jakieś 5 kilometrów i dotarliśmy do zabudowań, postanowiliśmy, że tutaj spędzimy noc. "Tutaj" to pojęcie względne, nie było gdzie się rozbić, bo byliśmy w środku miasta. Patrze, że człowieczyna kosi trawnik, więc podszedłem. Okazało się, że jak nie będziemy łamać gałęzi na jego śliwkach i załatwiać potrzeb fizjologicznych na posesji, to nie ma problemu. Noc spędziliśmy w spokoju z towarzystwem przygłupiego kota z wystającym jęzorem, lepsze to niż spanie po krzakach. Dostaliśmy nawet zimną wodę na drogę i propozycję ciepłej strawy, jednak zrezygnowaliśmy z jedzenia i ruszyliśmy dalej.


Po około 3 godzinach niepowodzeń na trasie, dotarliśmy do zajazdu. Samochodów było multum, znaleźliśmy także sklep z którego ochoczo skorzystaliśmy. Kolejne 2 godziny spełzły na niczym. Samochody wracające z Chorwacji zazwyczaj były przepełnione, więc nie było dla nas miejsca. Wreszcie patrzymy podjeżdża czarne Audi z dwójką pasażerów. Rejestracje - Austria. Myślę, sobie, że nie ma opcji, co jednak szkodzi spróbować? Podchodzę i pytam angielszczyzną, czy jadą może przez Maribor, lub Ljubliane. Kierowca po niemiecku powiedział, że jadą do Austrii, więc spytałem, czy chociaż tam nas podwiozą. W odpowiedzi usłyszałem, żebym zapytał żonę, która właśnie wychodziła ze sklepu. Zapytał jeszcze, gdzie dokładnie jedziemy, więc powiedziałem, że do Polski, ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział także po Polsku.

Przedstawiliśmy się i w ten sposób mknęliśmy już autostradą z Beatą i Damianem. Najlepsze było to, że jechali do Krakowa z postojem w swoim domu, którym był Wiedeń. Dojechaliśmy do Wiednia pod wieczór. Beata i Damian ugościli nas nawet w swoim domu, mogliśmy wziąć prysznic i się zrelaksować. Zaproponowali nam przejazd do Krakowa, więc szybka dedukcja, że tam już pójdzie sprawnie ze stopowaniem i jedziemy. Po drodze jeszcze pokazali nam ciekawsze miejsca we Wiedniu, sporo ciekawych miejsc. Podczas, gdy my z Beatą kręciliśmy się po pałacu księżniczki Sissy, Damian krążył wkoło bo nie było gdzie zaparkować.






Do Krakowa, właściwie pod Kraków dojechaliśmy ok. godziny 23:00, Damian użyczył świateł samochodu i razem rozłożyliśmy namiot. Tutaj wyraziliśmy naszą wdzięczność za pomoc i się pożegnaliśmy. Rano obudziło nas "pukanie" do namiotu i okazało się, że to Damian ze śniadaniem, które z miłą chęcią wciągnęliśmy. Tutaj się rozstaliśmy na dobre, niestety nie wymieniliśmy się kontaktem, czego bardzo żałujemy i nad czym ubolewamy. Ruszyliśmy w dalsza drogę, tym razem do rodzinnego miasta - Zielonej Góry.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz