piątek, 22 marca 2013

Egiptu dzień pierwszy

Po 5 godzinach siedzenia w samolocie - nareszcie jest - Egipt. Lądowanie bezproblemowe, krótka wizyta na lotnisku i jedziemy do hotelu. Wszystko utrzymane w dobrym stylu, pokoje ładne, schludne i przyjemne. Do wody mamy jakieś 50 metrów a do basenu 15, do baru jeszcze bliżej. Jak na ironię, klimatyzacja w pokoju dawała takie orzeźwienie, że nie chciało się wychodzić z pokoju. Moje zamiłowanie do wody jednak zwyciężyło i pierwsze co zrobiłem po rozpakowaniu torby, było nurkowanie. Wrażenia niesamowite. Rafa koralowa, która rozpościera się już przy samym zejściu do wody to widok niecodzienny. Trzeba wspomnieć, że Egipt jest najtańszym miejscem, gdzie takową można zobaczyć. Miliony ryb pływające dokoła, woda przejrzysta jak powietrze - polecam każdemu amatorowi fauny i flory. Dla szczęśliwców trafi się jakiś żółw, delfin, rekin a nawet Dugong, zwany krową morską. Po czterech godzinach trzeba trochę odpocząć i skosztować lokalnej hotelowej kuchni. Kuchnia podzielona na 2 części - zewnętrzną i wewnętrzną. Mi bardziej przypasowała ta pierwsza, gdyż potrawy tam przygotowywane były świeże, prawie uciekające z talerza. Gigantyczny wok z efektami ognia buchającego pod samo niebo robił wrażenie. Joannie zasmakowały lokalne ryby, w szczególności świeżutki tuńczyk, którego mieliśmy okazję próbować pierwszy raz w życiu. Nie chodzi oczywiście o pseudo-tuńczyki z puszki, które serwują nam w marketach. Po kolacji nastał czas odpoczynku, więc po 30 godzinach pełnych emocji, padaliśmy z nóg. Było coś w okolicach 19:00, jednak nie jest to nic nadzwyczajnego w Egipcie, bo po 18 zaczyna być ciemno, jak nie powiem gdzie. Na śniadanie oczywiście zaspaliśmy i obudziło nas pukanie do drzwi, okazało się, że to "smutny-boy" hotelowy przyniósł wodę...

Zdjęcia autorskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz