sobota, 30 marca 2013

Wrak statku i porwanie

Po głębszym zapoznaniu się z hotelem, zaczęliśmy eksplorować okolicę. Obeszliśmy wszystko dokoła, łącznie z miejscowym bankiem, w którym najadłem się wstydu. Mianowicie poszliśmy rozmienić dolary, żeby mieć na napiwki. Trochę się zdziwiłem, że Pan, który siedział w pięknym, klimatyzowanym pomieszczeniu, zgodził się rozmienić stówkę, na jedynki, bez najmniejszego problemu, dlatego postanowiłem wręczyć mu banknot 5-cio dolarowy w ramach napiwku. Tak to u nich jest w kulturze, człowiek "bogatszy" powinien się dzielić z biednymi, więc postanowiłem, że pierwszym z kim się podzielę, będzie właśnie ten sympatyczny jegomość.

czwartek, 28 marca 2013

Port Ghalib

Po wnikliwych poszukiwaniach, przejrzeniu całej oferty i handlowaniu się o każdego dolara, znaleźliśmy wycieczkę, która nas interesuje. Niestety na piramidy i dolinę królów nie było już kasiury, więc zdecydowaliśmy się na fajną nazwę "Port Ghalib". Skuszeni żółwiami i być może delfinami, stwierdziliśmy, że to będzie miejscówka dla nas. Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy płetwy i ekwipunek, więc w drogę. Czekał na nas mały busik od Toyoty z odrobinę psychopatycznym kierowcą.

niedziela, 24 marca 2013

O hotelu słów kilka

Woda w Egipcie była dostarczana każdego dnia do każdego pokoju. Za darmo. Doliczyć jednak należny "bakshish" na smutną minę Pana, który wodę roznosił - cena była większa niż u nas w sklepach. Drugi dzień przyniósł długo wyczekiwany relaks. Wreszcie poczuliśmy to, po co tutaj przyjechaliśmy, czyli spokój. Cały dzień spędziliśmy na obijaniu się, pływaniu i nurkowaniu. Trochę czasu na opalanie też się znalazło, mimo, że nie jestem wielkim fanem tego typu atrakcji. Może to dlatego, że moja opalenizna bardziej przypomina pancerz raka, niż ładny brąz. Wspomnieć należy także o hotelu. Przestronne lobby, utrzymane w bardzo dobrym stylu, bardzo jasne. Wręcz zapraszało "interesantów" recepcji do spędzenia tam chociaż chwili. Pokoje hotelowe także przypadły nam do gustu. Wielkie małżeńskie łoże, klimatyzacja, łazienka z prysznicem i wanną, duży zlew. Do tego mieliśmy telewizor z satelitą, lodówkę i sejf. Telewizor odbierał nawet TV4, na którym wieczorami oglądaliśmy "chińskie gówno", czyli mordobicie prosto z Korei. Już nawet Al-Jazeera raczyła nas lepszymi produkcjami, w dodatku całkiem nowymi. Wspomnieć należy także o wykończeniu łazienki. Na pierwszy rzut oka wyglądała elegancko, jednak po rzuceniu okiem w skali makro, czar pryskał. Nie żebym się czepiał, ale wyglądało to trochę tak, jak produkcje rodzimych "fachowców". Ogólnie jednak, jeśli przymknął człowiek oko, było idealnie. Zapomniałem powiedzieć o genialnym balkonie, w zasadzie tarasie. Podwójne rozsuwane drzwi i jesteśmy na zewnątrz. Przyjemny akcent, zwłaszcza, że bar znajdował się właśnie od tej strony. Płetwy i stroje do pływania miały się gdzie suszyć, tym bardziej, że po kąpieli w morzu, trzeba było je przepłukać słodką wodą, w innym wypadku zostawały białe plamy od soli. Pokoje były w tak zwanych "bungalowach", dlatego wieczorami można było spotkać dziesiątki gekonów na ścianach, różnego rodzaju owady i ptaki, które tylko czekały na jakieś okruchy po śniadaniu. Wkrótce mieliśmy zaliczone wszystkie sklepy na terenie hotelu, kawiarenki, i biuro turystyczne - miejscowe. Nadszedł czas na znalezienie wycieczki fakultatywnej...


Zdjęcie pobrane z internetu.

piątek, 22 marca 2013

Egiptu dzień pierwszy

Po 5 godzinach siedzenia w samolocie - nareszcie jest - Egipt. Lądowanie bezproblemowe, krótka wizyta na lotnisku i jedziemy do hotelu. Wszystko utrzymane w dobrym stylu, pokoje ładne, schludne i przyjemne. Do wody mamy jakieś 50 metrów a do basenu 15, do baru jeszcze bliżej. Jak na ironię, klimatyzacja w pokoju dawała takie orzeźwienie, że nie chciało się wychodzić z pokoju. Moje zamiłowanie do wody jednak zwyciężyło i pierwsze co zrobiłem po rozpakowaniu torby, było nurkowanie. Wrażenia niesamowite. Rafa koralowa, która rozpościera się już przy samym zejściu do wody to widok niecodzienny. Trzeba wspomnieć, że Egipt jest najtańszym miejscem, gdzie takową można zobaczyć. Miliony ryb pływające dokoła, woda przejrzysta jak powietrze - polecam każdemu amatorowi fauny i flory. Dla szczęśliwców trafi się jakiś żółw, delfin, rekin a nawet Dugong, zwany krową morską. Po czterech godzinach trzeba trochę odpocząć i skosztować lokalnej hotelowej kuchni. Kuchnia podzielona na 2 części - zewnętrzną i wewnętrzną. Mi bardziej przypasowała ta pierwsza, gdyż potrawy tam przygotowywane były świeże, prawie uciekające z talerza. Gigantyczny wok z efektami ognia buchającego pod samo niebo robił wrażenie. Joannie zasmakowały lokalne ryby, w szczególności świeżutki tuńczyk, którego mieliśmy okazję próbować pierwszy raz w życiu. Nie chodzi oczywiście o pseudo-tuńczyki z puszki, które serwują nam w marketach. Po kolacji nastał czas odpoczynku, więc po 30 godzinach pełnych emocji, padaliśmy z nóg. Było coś w okolicach 19:00, jednak nie jest to nic nadzwyczajnego w Egipcie, bo po 18 zaczyna być ciemno, jak nie powiem gdzie. Na śniadanie oczywiście zaspaliśmy i obudziło nas pukanie do drzwi, okazało się, że to "smutny-boy" hotelowy przyniósł wodę...

Zdjęcia autorskie.

środa, 20 marca 2013

Pierwsza wyprawa...



Pierwszą wyprawę zaplanowaliśmy w 2010 r. i był to Egipt. Zaraz po skończeniu szkoły znalazłem pracę w firmie transportowej, która była dystrybutorem mięsa na województwo Lubuskie. Pracę dostałem nie bez problemów, szybka układanka w głowie, gdzie mogłem pracować i historia gotowa. Wyszło na to, że mam już niezłe doświadczenie w branży, czyli siedzeniu za kółkiem i ku mojej uciesze - zostałem wybrańcem - dostałem posadę. Po 3 miesiącach ciężkiej pracy, wstawania o 03:00 rano i kończenia o 12:00 w południe udało się uzbierać wymaganą sumę. Jest - kupiliśmy nasze pierwsze wspólne wakacje, poza Polską. Były to wakacje w Sharm El Sheikh i wydaliśmy na nie zaoszczędzone pieniądze. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy dzień przed wylotem zadzwoniła Pani i poinformowała nas, że wycieczka jednak się nie odbędzie, gdyż biuro podróży zbankrutowało. Była to pierwsza taka historia w Polsce, gdzie arabski właściciel wziął pieniądze i zwiał. Później zaczęła się fala „upadających biur”, ale o tym już pewnie słyszeliście. Nasza sprawa oczywiście trafiła do wymiaru sprawiedliwości i już po półtorej roku odzyskaliśmy nasze 25% wpłaconej sumy z tytułu odszkodowania.  Wcale nas to nie zniechęciło, wręcz przeciwnie. Postanowiliśmy, że jednak Egipt zobaczymy.
                W 2011 r. Zaplanowaliśmy kolejną wyprawę, tym razem do Marsa Alam. Do kwoty z odszkodowania, dołożyliśmy parę groszy , szybki rzut okiem na sytuację finansową biur podróży i kolejny raz mamy wykupione wakacje. Przez całą drogę z Zielonej Góry do Katowic, skąd miał być wylot, nabijaliśmy się, że na samym lotnisku poinformują nas, że wycieczki nie ma. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i po kilku godzinach otrzymaliśmy upragnione bilety na lot. Kolejne 2 godziny na lotnisku, krótka wizyta w strefie „Tax-free” i siedzimy w samolocie. Joanna wyluzowana, Ja z dodatkowym balastem w moich majtkach – startujemy...



poniedziałek, 18 marca 2013

Na wstępie




  Od zawsze pasjonowały nas podróże i zdobywanie świata. Co roku planujemy coś nowego i niepowtarzalnego a sposób w jaki to robimy, właśnie taki jest. Co jednak zrobić, gdy w portfelu brakuje pieniędzy a chęć wyjechania na wakacje jest silniejsza? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć na tym blogu.                   

[...] codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.— Éric-Emmanuel Schmitt



Since always we have been fascinated in travels and conquer the world. Every year we plan something new and unique. The way we do it is just such it. But what to do when your wallet isn't full of money and the desire to go to a vacation is stronger? We will try to answer this question on this Blog.